Kontakt:

Upadek mistrzów – Czy legendy zawsze musi spotykać ten sam los? [Kącik MMA #23]

gf-qvXu-RWAx-tXYa_mamed-chalidow-khalidov-michal-materla-1920×1080-nocrop

W ostatnim czasie mogliśmy zobaczyć niejeden upadek wieloletnich mistrzów. Chyba wszyscy widzieliśmy jak stopniowo w dół idzie pozycja Karola Bedorfa (15-5), Chucka Liddella (21-9) czy emocjonalną sinusoidę związaną z prawdopodobnie największą ikoną polskiego MMA – Mamedem Khalidovem (35-7-2). Czy zawsze musi spotykać ich taki los? Tym się dziś zajmiemy.

Szczeciński Berserker Karol Bedorf przez ponad 3 lata był na tronie KSW w dywizji ciężkiej. W tym czasie pokonał takich zawodników jak Michał Kita czy Rolles Gracie czym zaskarbił sobie serca kibiców. Od 2016 roku jednak pozycja Karola zaczęła niczym pendolino pędzić w dół. Porażką z Fernando Santo Forte Szczecinianin pozbawił się tytułu mistrzowskiego, a co za tym idzie jego pozycja medialna mocno upadła. Po tym niepowodzeniu przez 2,5 roku Bedorf stoczył 3 walki, z czego wygrał tylko 1 i był to pojedynek z Mariuszem Pudzianowskim. I w tej walce innego zakończenia nie spodziewał się chyba nikt. W serca kibiców znów zostało wlane trochę nadziei, a przed podopiecznym Piotra Bagińskiego była kolejna walka o pas KSW. Polak przegrał tą walkę jednak już w 2 rundzie i pokazał się z bardzo średniej strony. Tak samo jak w swojej następnej – i zarazem ostatniej walce – z Damianem Grabowskim. I tak właśnie w ciągu niespełna 3 lat Karol Bedorf z ulubieńca kibiców i czołowej gwiazdy KSW stał się zawodnikiem, który jest obojętny kibicom. Ba, zaczęła spływać na niego fala hejtu. Widzimy więc po raz kolejny, że od miłości do nienawiści może dzielić nas naprawdę niewiele.

Zadajmy więc sobie pytanie: Czy legendy MMA zawsze muszą kończyć w ten sposób? Notując dotkliwe porażki i tracąc w oczach kibiców… Takie właśnie pytanie zadałem mojemu redakcyjnego koledze – Adrianowi Bolechowiczowi. Co do powiedzenia na ten temat ma wieloletni obserwator przeróżnych gal MMA?

Nie zawsze tak musi być. Świadczą o tym historie, a raczej kariery, wybitnych przedstawicieli sportów walki, takich jak m.in. Georges St.Pierre czy Rocky Marciano. Mówi się, że sukces jest parszywym doradcą, bo uświadamia ludziom, że są nieomylni – to właśnie moim zdaniem jest klucz do rozważań o mistrzach, którzy zaprzepaszczają swoje dziedzictwo. Wielu z tych zawodników pochodzi z biednych, patologicznych środowisk, a osiągając sukces, za którym idą duże, bardzo duże, baaa… kosmiczne pieniądze, przykuwają uwagę fanów, mediów, ale też wielu ludzi, którzy będą chcieli to wykorzystać dla osiągnięcia własnych celów itp. Wszak Prestiż i podziw, zwłaszcza w tych czasach, są uzależniające i sprawiają, że zawodnicy przestają skupiać się głównie na swojej pracy, a po swoim najlepszym sportowym okresie nie potrafią pogodzić się z tym, że ich miejsce zajmują „młode wilki”. Wielką sztuką jest umieć mądrze przekuć swoje nazwisko w dobrą przyszłość. Niestety często sportowcy, tak jak Mike Tyson, rozmieniają na drobne swój sukces, trwoniąc majątek. Wracają, bo muszą… muszą spłacić długi, zobowiązania. To bardzo przykre, szczególnie dla ich fanów. W związku z tym życzę wszystkim fighterom, aby omijały ich takie sytuacje.

Swoją opinię w tym temacie wydał także Michał Grabarek, główny trener w klubie Golden Dragon Bydgoszcz:

Wiele zależy od sytuacji, w której znajduje się zawodnik. Jeżeli osiągnął sukces, zarobił pieniądze, założył rodzinę, klub i potrafi odnaleźć się w tym życiu poza sportowym, to bezsensowny staje się powrót do rywalizacji w w klatce. Jednak często bywa też tak, że po zakończeniu kariery zawodnik nie potrafi odnaleźć się w tej pozasportowej rzeczywistości. Poszukuje adrenaliny, która towarzyszyła mu w klatce, poprzez imprezy czy niebezpieczne zabawy. Wtedy lepiej, żeby walczył, żeby się nie stoczył. Też byłem zawodnikiem, po kontuzji zacząłem szukać swojego celu i znalazłem go. Walczę z moimi zawodnikami, wspierając ich na treningach i podczas zawodów.

Wielcy mistrzowie swoje kariery pokończyli bardzo różnie. Dobrym przykładem tego jest chyba największa legenda polskiego MMA – Mamed Khalidov. Zawodnik, który w KSW był niepokonany przez 11 lat (2007-2018), a w tym czasie przegrał tylko raz, na wyjeździe z Jorge Santiago. Przez ten czas zawodnik klubu Arrachion Olsztyn zbudował sobie wręcz niewiarygodnie mocną pozycję wśród kibiców i ekspertów. Było to spowodowane tym, że Mamed pokonywał tak wysokiej klasy zawodników jak Michał Materla, Maiquel Falcao czy Rodney Wallace.

Transmisja i stream KSW 65 - MMA Biznes

27 maja 2016 roku podczas gali KSW 35 doszło jednak do czegoś, czego nikt się nie spodziewał. Khalidov spotkał się tam w walce wieczoru z Azizem Karaoglu, który miał być kolejnym zawodnikiem, którego polski mistrz gładko pokona. Wydarzyło się jednak inaczej… Dostaliśmy wówczas 15 minut naprawdę równej walki. Sędziowie orzekli większościowe zwycięstwo Mameda, co nie spodobało się kibicom. Champion KSW został wygwizdany, a publiczność dała jasno do zrozumienia, że ich zdaniem Karaoglu był tego wieczoru lepszy. Właśnie w tym momencie rozpoczęła się wspomniana wcześniej sinusoida związana z Khalidovem. Dlaczego? Ponieważ po tej walce kibce zwątpili w swojego ulubieńca. Urodzony w Groznym zawodnik był rozgoryczony i chciał zatrzeć jak najszybciej tą plamę. W 2017 roku stoczył 2 walki wygrywając je w dobrym stylu – kolejno z Lukiem Barnattem i Borysem Mańkowskim podczas największej gali KSW w historii na Stadionie Narodowym. Podopieczny trenerów Derlacza i Bońkowskiego znów wszedł na wznoszącą falę i nie schodził z ust kibiców. Wszystko to sprawiło, że Mamed chciał spróbować czegoś nowego i wyszedł do walki z mistrzem wyższej kategorii wagowej – Tomaszem Narkunem – i z nim przegrał. Ba, przydarzyło mu się to 2 razy z rzędu, w tym raz przed czasem. Fani znów zwątpili czy Khalidov dobrze robi pozostając w MMA. Ich wątpliwości z pewnością nie rozwiała pierwsza walka Polaka ze Scottem Askhamem, gdyż Anglik go wypunktował, a Mamed miał serię 3 porażek z rzędu. Gdy federacja KSW ogłosiła rewanż obu zawodników na gali KSW 55 kibice zgodnie mówili, że będzie to udana obrona pasa mistrzowskiego dla byłego zawodnika UFC. Khalidov sprawił tam jednak niemałą sensację, ponieważ szybko wygrał z mistrzem fundując mu przy tym najlepszy nokaut 2020 roku. Mamed udowodnił po raz kolejny, że jest nieprzewidywalny i wciąż może się liczyć w MMA. Teraz przejdźmy jednak do tego, co wydarzyło się w ostatnich tygodniach… Czyli walka Mameda z „Robocopem” Roberto Soldiciem. Można powiedzieć, że to starcie 2 potężnych wojowników o nieprzeciętnych umiejętnościach, jednak wśród bukmacherów wyraźnie przeważał młodszy zawodnik z klubu UFD GYM. Khalidov starcie to przegrał, ale po raz kolejny zyskał w oczach kibiców swoją niezłomnością i postawą.

Kolejny wątek, który chciałbym poruszyć będzie tyczył się legend oraz młodych wojowników, którzy dopiero budują swoją markę. W mojej głowie rodziło się pytanie Jak młodzi zawodnicy zapatrują się na starych mistrzów? Czy mimo bolesnych porażek wciąż uważają takich zawodników jak Chuck Liddell, Tito Ortiz czy chociażby Maciej Jewtuszko za wzór do którego chcieliby dążyć? Właśnie takie pytanie zadałem bardzo utalentowanym zachodniopomorskim fighterom – Wojciechowi Kawie (3-1) i Dominikowi Mazurowi (am.15-3). Oto co mieli do powiedzenia:

Wojciech Kawa:

Bycie mistrzem to według mnie po części status, ale przede wszystkim styl życia i sposób myślenia. Ciężko zejść ze sceny gdy jest się na szczycie, a jeszcze ciężej, gdy przegrywasz i czujesz głód zwycięstwa. Każdy zawodnik chce walczyć jak najdłużej i nie dziwię się, że dawni mistrzowie nie kończą kariery mimo serii porażek. Cieszą się każda chwilą drogi wojownika bo kochają to co robią.

Dominik Mazur:

Według mnie młodzi zawodnicy powinni brać przykład właśnie ze starych mistrzów, mimo tych wspomnianych bolesnych porażek, które odnieśli. W końcu to oni są prekursorami tego sportu i oni ukierunkowali poniekąd MMA na to, jak teraz wygląda, Ja osobiście podziwiam tych właśnie zawodników. Wracając do tych bolesnych porażek to według mnie po prostu przychodzi czas na tzw. Nową fale zawodników MMA, którzy wnoszą powiew świeżości i poniekąd swój własny indywidualny styl. Mimo to należy się dozgonny szacunek i podziw dla naszych legend MMA, dzięki którym doceniliśmy ten piękny sport. 

Może być zdjęciem przedstawiającym stoi i w budynku

W ten sposób poznaliśmy więc myślenie młodych zawodników o wielkich zawodnikach, którzy wznosili MMA na wyżyny.

Przechodząc jednak do głównego pytania – czy zawodników zawsze musi spotykać mocny upadek na koniec kariery? Kilka przypadków pokazuje, że niekoniecznie.  Na początek podam bardzo popularne przykłady w postaci niepokonanego w zawodowym MMA Khabiba Nurmagomedova (29-0), który karierę zakończył jako mistrz UFC i przez wielu jest uważany za najlepszego zawodnika MMA w historii. Drugim zawodnikiem idealnie wpisującym się w te kryteria jest Georges St. Pierre (26-2), który w 2013 roku zdecydował się na rozbrat z klatką będąc mistrzem UFC w dywizji półśredniej i mając serię 12 zwycięstw z rzędu. Po 4 latach Kanadyjczyk jednak zdecydował się powrócić do organizacji Dana White’a i od razu dostał walkę o pas wagi średniej z Michaelem Bispingiem. „Rush” znów wygrał i po raz kolejny zaprzestał walk. Jest to więc kolejny przykład, że można zejść ze sceny będąc na szczycie.

A jakie jest wasze zdanie? Czy zawodnicy powinni kończyć kariery będąc na szczycie czy może dopiero wtedy, gdy zacznie im zdecydowanie gorzej iść?

Podążaj za nami!

#polishfighters

Leave Comment

Your email address will not be published.